Sunday, August 18, 2013

Szpital Sióstr Karmelitanek, część 1



Piętro trzecie. Skrzydło D. Godzina 13:30. Czas sprzątania sal. Na ten czas pacjenci są wywożeni na swych wózkach inwalidzkich na korytarze. Wózek z panią Kowalską jest już zaparkowany koło recepcji. To bardzo stara, drobna kobieta, na której wiek odcisnął już swoje piętno. Jej puste oczy są wpatrzone w gdzieś w przestrzeń. Nie reaguje na to to, co się dookoła dzieje. Nie odpowiada na zadawane pytania. Do jej wózka dostawiono inny wózek. Siedzi w nim równie stary, zgarbiony mężczyzna. Dłonie ma oparte na poręczach. Prawą rękę mozolnie zaczyna przesuwać w kierunku poręczy wózka, siedzącej obok niego kobiety. Wkłada w to całą swoją energie. Kiedy wreszcie dotyka jej dłoni, zaczyna ją pieścić delikatnie kciukiem. To prawdopodobnie jedna, z już niewielu, części ciała, którą jeszcze może kontrolować. Nie jest jednak w stanie przekręcić głowy i zobaczyć  tego, że siedząca obok niego kobieta zwróciła ku niemu wzrok i uśmiecha się do niego tak serdecznie i ciepło, że powietrze na około tej pary zaczyna drgać. W zachowaniu tej pary jest cos magicznego i nie mogę oderwać od niej oczu. Przez dwadzieścia minut, zanim na następne dwadzieścia cztery godziny nie rozdzieli ich pielęgniarka, będą znowu kochającą się, nie zwracającą uwagi na resztę świata parą, jaką byli przez ponad siedemdziesiąt lat.
Zawsze sądziłem, że „Miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystko” to tylko takie powiedzenie.



Siostro! Siostro! Długopis! – Krzyczy ze swojego wózka inwalidzkiego, staruszka.
Po paru minutach pielęgniarka przynosi jej to, o co prosiła.
Staruszka w wózku obok niej, cos mamrocze, ale jestem za daleko, żeby to zrozumieć.
“Siostro! Siostro! Papier!” – Krzyczy znowu pierwsza staruszka.
I znowu druga staruszka cos mamrocze, a ja ciągle nie wiem, co mówi, mimo, że jestem już trochę bliżej.
„Siostro! Siostro! Wody!”
“Man nadzieje, że przyniosą ci truciznę i umrzesz. Na pewno umrzesz”.  – Usłyszałem, co mówiła druga staruszka, kiedy podszedłem bliżej.
„Siostro! Siostro! Ten długopis jest zepsuty” – krzyczała pierwsza staruszka.
“A co by pani chciała napisać?” – Zagaiła przechodząca pielęgniarka.
„Jak się nazywam” – odpowiedziała staruszka.



„Tylko Żydzi się liczą” - szepnęła staruszka, kiedy stanąłem koło jej wózka.
„Słucham?” – Spytałem, niedowierzając temu, co właśnie usłyszałem.
„Tylko Żydzi się liczą. Jak nie jesteś Żydem to się nie liczysz”.
„W jakim sensie się liczą?” – Zapytałem przyjaźnie. Myślałem, że usłyszę dramatyczną opowieść z okresu Drugiej Wojny Światowej.
„Są najważniejsi. Rządzą światem. Są wszędzie.”
Domyślałem się, dokąd może zmierzać ta rozmowa, wiec jedynie uśmiechnąłem się porozumiewawczo.
„Ja jestem Żydówką” – dodała staruszka – „Ale ja się nie liczę”.



 “Aaaaaa! Uuaaaa!” – Krzyczało niemowlę, aby zwrócić na siebie uwagę.

„Ja chcę loda! Ja chcę loda!” – Domagał się maluch – “I mojego pluszowego misia”.

„Poczekaj, pomogę ci to założyć” – powiedziała matka do sześciolatki.

„Musisz zjeść do końca obiad. I nie zapomnij o lekarstwach” – pouczała matka nastolatkę.

„Musisz zjeść do końca obiad. I nie zapomnij o lekarstwach” – poucza córka, swą starą matkę.

„Poczekaj. Pomogę ci to założyć” – mówi córka, do swej matki.

„Ja chcę loda! Ja chcę loda!” – Domaga się matka – “I mojego pluszowego misia”.

“Aaaaaa! Uuaaaa!” – Krzyczy kobieta, ale nikt nie zwraca na nią uwagi.



Donośny męski głos, przez prawie godzinę monotonnie wykrzykiwał, słowo które z oddali brzmiało jak:
„Torturuje” „Torturuje”
Kiedy jednak podszedłem bliżej, wydało mi się, że pacjent krzyczał:
„Tatusiu” „Tatusiu”
Delikatnie zapukałem w drzwi pokoju.
„Proszę wejść” – odpowiedział kobiecy glos.
Po wejściu do środka zobaczyłem leżącego na łóżku mężczyznę. To on krzyczał. Kiedy jednak zobaczył że wchodzę, zaczął krzyczeć:
„Tatusiu nieee”, „Tatusiu nieee”.



"Muaaaa! Muaaaa!" – Miałczał Jacek siedząc na środku korytarza prowadzącego do kuchni.
„Dlaczego się drzesz?” – Zapytałem, głaszcząc go.
„Muaaaa! Muaaaa!”
“Czego chcesz?” – Brudna kuweta?
“Muaaaa!”
Ale kuweta jest przecież czysta.
“Muaaaa!”
Pić?
“Muaaaa!”
Też nie. Twoja fontanna działa.
“Muaaaa!”
“Wiec, co jest? Jesteś głodny?” – Spojrzałem na zegar na ścianie. Tak to najwyższa pora.

„Neeekh! Neeekh!” – Krzyczał staruszek, siedzący w wózku pośrodku korytarza.
„Co się dzieje panie Andrzeju?” – Zapytała pielęgniarka.
„Neeekh! Neeekh!”
“Moje chce się panu pić?” – Zapytała pielęgniarka i po kilku sekundach wróciła z kubeczkiem wody.
„Neeekh! Neeekh!”
„To Może soku?” – Zapytała ponownie i wróciła z kubeczkiem żółtego płynu.
„Neeekh! Neeekh!”
„Wiec, o co chodzi panie Andrzeju? Czy jest pan głodny?” Zapytała zerkając na swój zegarek.
“To już taka godzina? Chodźmy, więc do jadalni”. 



 „Czy wie pani, jaki dzień jest jutro?” – Zapytała pielęgniarka
„Nie. Jaki?” -  Odburknęła staruszka, której przerwano drzemkę w wózku inwalidzkim.
„Jutro są pani urodziny” – Odpowiedziała pielęgniarka z wielkim uśmiechem na twarzy.
„Czyżby?” – Odparła staruszka, ciągle nadąsana.
„A wie pani, ile lat pani skończy jutro?”
„Ile”
„99”
„Skąd to wiesz”
„Pani syn mi powiedział”
„Mój syn to łgarz”
„To chodźmy do sali zabaw” – powiedziała pielęgniarka odciągając wózek od ściany.
„A dlaczego miałabym tam iść?” -  Spytała podirytowana staruszka.
„Pamięta pani, co robiła pani wczoraj?”
„Nie. Co takiego?”
„Grala pani z innymi, w rzucanego i bardzo dobrze pani szło”
„Coś podobnego!” – Z wigorem odpowiedziała staruszka – „Chodźmy wiec tam i pokażmy im, jaka jestem dobra”.